OSTATNIO NA BLOGU

Obrońcy spod Wizny

7 września, Wizna, okolice Łomży.

Porucznik Stanisław Brykalski odbywał właśnie kolejną rozmowę z dowódcą SGO „Narew” Władysławem Raginisem. Obaj mężczyźni dobrze się znali, wiedzieli jednak, że już wkrótce niewiele będą mieli czasu na wspólne pogawędki.
- Wykryliśmy oddziały rozpoznawcze 10 Dywizji Pancernej, niestety, doszło do starcia, w którym nasz pluton zwiadowców został rozbity. Tak, Niemcy już nadchodzą. – Porucznik nie wykazywał żadnych oznak strachu, mówił tonem beznamiętnym, tak jakby relacjonował pogodę za oknem.
- Jaki jest stan liczbowy? Nasze fortyfikacje nie są jeszcze ukończone, w dodatku brakuje nam amunicji. Udało się nam sprowadzić dwa karabiny przeciwpancerne, niedługo powinny się nadać. – Raginis wyglądał na bardziej przejętego, choć obaj mężczyźni byli gotów zginąć za ojczyznę, to jednak dowódca lepiej wiedział, jak kosztowna może okazać się porażka.
- Mamy dokładne informacje. Szwaby mają trzy dywizje, ponad czterdzieści dwa tysiące żołnierzy, w dodatku są dobrze uzbrojeni, ponad trzysta pięćdziesiąt czołgów, nieco ponad sześćset pięćdziesiąt moździerzy. W dodatku mogą liczyć na wsparcie Luftwaffe.
- A więc możemy się również spodziewać ataku z powietrza. Cóż, musimy powiadomić o tym resztę naszych ludzi. Heinz Guderianowi jak widać zależy na szybkim przełamaniu naszej linii obrony. Nic w tym dziwnego, dostałem informację od naszego łącznika. Jest szansa na powstanie armii Warszawa, potrzebują jednak czasu, a Niemcy zauważyli co się święci. Zamierzają jak najszybciej dostać się pod stolicę, tam po prostu zdruzgocą naszych. Jesteśmy dla nich ostatnią szansą, nie możemy wygrać, ale możemy wytrzymać. – Ostatnie słowa Raginis wypowiedział cicho, głos mu się załamał, także i do
Brykalskiego doszła cała powaga sytuacji. Byli ostatnią nadzieją dla Polski.



- Ile czasu potrzebują nasi? Mamy ledwo trzystu czterdziestu żołnierzy, nie jesteśmy w stanie stawiać zbyt długo oporu.
- Nie, nie jesteśmy, ale musimy. Dwa dni. Jeżeli do 10 września utrzymamy linię obrony, a Wizno nie zostanie zdobyte, to warszawiacy będą mieli szansę na przegrupowanie się.
Porucznikowi Brykalskiemu po policzkach zaczęły spływać łzy. Klęknął przed swym dowódcą, położył rękę na sercu i powiedział: Przysięgam na mój honor, na moją krew i na moją ojczyznę, że życiem swym zapłacę za przywilej nazywania się Polakiem.
Reginis również począł płakać, i on uklęknął i patrząc się prosto w oczy swojemu oddanemu przyjacielowi powiedział: Walczyć będę do końca, spełniając tym samym swój obowiązek.

8 września, ranek, obóz niemiecki.

- Czy wy naprawdę jesteście aż tak krótkowzroczni? – Generał Guderian nie mógł się wprost nadziwić bezmyślnością swego podwładnego. – Nie potrzebna nam tak duża armia? Owszem, na tych kilka bunkrów na krzyż z pewnością nie potrzebujemy kilkudziesięciu żołnierzy. Co innego gdy znajdziemy się pod Warszawą. Teraz są tam same niedobitki, uchodźcy z innych bitew. Nasz wywiad jednak donosi, że planują oni udać się za rzekę Bug i tam przegrupować oddziały. Potem znów będą się bronić, cholerni Polacy. Nasz XIX Korpus już uderzył, mają jednak problemy ze zdobyciem bunkrów, do południa powinni jednak skończyć z tymi żołnierzykami. Nazajutrz ruszamy pod Warszawę. W ogóle dziwię się, że oni nie chcieli się poddać, z raportów wynika, że mają tylko dwa karabiny przeciwpancerne, w dodatku do każdego tylko dziesięć sztuk amunicji. – Generał Guderian wybuchnął śmiechem, tak, Polacy nie mieli żadnych szans na dotrwanie do południa.

Ten sam dzień, późny wieczór.

- Jak to wytrzymali?! Nie mieli prawa wytrzymać! W dodatku zniszczyli aż czternaście naszych czołgów! DWADZIEŚCIA sztuk amunicji! Jakim cudem zdołali je zniszczyć! Osobiście każę rozstrzelać Falkenhorsta, to on nimi dowodził! Nie, tak nie będzie, od jutra zmieniamy taktykę. Jeśli nasz ostrzał nie jest w stanie sobie poradzić z ich bunkrami, to wykończymy ich pojedynczo. Nasi żołnierze wspierani przez czołgi i Luftwaffe będą zajmowali kolejne umocnienia, stracimy kilkunastu żołnierzy, jednak w kilka godzin złamiemy całą linię obrony.

9 września, noc.

- Jak?! Powiedzcie mi jak?! Zajęliśmy tylko połowę bunkrów! Jakim cudem nie udało nam się zdobyć reszty?! – Generał Guderian był wściekły, jego ludzie mieli co prawda małe straty, ale stracili już w Wiźnie zbyt dużo czasu. W dodatku nie mógł pojąć jak kilkudziesięciu pozostałych przy życiu Polaków może dalej stawiać opór. Jeden z poruczników zaryzykował odezwanie się do dowódcy i powiedział to, o czym myśleli wszyscy.68
- Generale, na drodze stoi nam jeden bunkier, dowodzi nim niejaki porucznik Stanisław Brykalski. Jego ludzie walczą z niespotykanym zaangażowaniem, nie chcą skapitulować. W dodatku resztkami amunicji przeciwpancernej zniszczyli nasz czołg, nie wiemy już jak mamy do nich podejść.
Twarz generała Guderiana poczerwieniała, jego źrenice zrobiły się wąskie, z furią trzasnął on rękami o blat stołu i wykrzyknął: Jesteście wszyscy członkami III Rzeszy! Walczycie dla samego Adolfa Hitlera! Powinniście być gotowi zabijać i ginąć tylko i wyłącznie z jego woli! Tymczasem boicie się jednego porucznika, któremu w dodatku kończy się amunicja. Nad ranem musimy wyruszyć w kierunku Warszawy, jednym szturmem zdobędziemy wszystkie bunkry. Czy wyraziłem się jasno?

W tym samym czasie, bunkier.

- Poruczniku, nie wytrzymamy już długo! Nie mamy już amunicji przeciwpancernej, zwykłych naboi też brakuje. – Młody szeregowy Chocimski był zaledwie kilkunastoletnim żołnierzem. Walczył jednak dzielnie, wiedział co prawda, że przyjdzie mu zginąć z niemieckiej ręki, jednak dopiero teraz naprawdę był tego świadom.
Porucznik Stanisław Brykalski tylko się uśmiechnął. Był dumny ze swoich ludzi. Cieszył się, że przyszło mu umierać wśród tak odważnych żołnierzy. Jednak i oni potrzebowali wsparcia, otuchy.
- Powiedz mi proszę mój drogi, czy twoja rodzina nadal żyje? – młodzieniec przytaknął – No więc masz dla kogo walczyć.
Pomyśl, jeśli dziś zginiesz ty, to może zapewnisz życie twojej matce, ojcu, żonie czy siostrze. Nikt nie chce umierać, to prawda. Jednak ze wszystkich rodzajów śmierci to ta oddana za naszych bliskich jest najpiękniejsza. Nasi ojcowie walczyli za wolną Polskę, nikt nie spodziewał się kolejnej wojny. Ta jednak nadeszła. Musimy być dzielni, musimy pokazać, że nasi przodkowie nie ginęli nadaremno. Mój dziadek zginął podczas I wojny światowej, ojcu udało się przeżyć. I choć teraz już nie żyje, to nauczył mnie jednego, nie żyje się dla siebie, żyje się dla innych. Kiedyś ktoś walczył za nas, teraz my walczymy za kogoś, taki już jest los. Pomyślcie sobie o przyszłych pokoleniach, za kilkadziesiąt lat w szkołach jakiś nauczyciel powie: Była kiedyś wielka bitwa pod Wizną, Polacy stawili opór III Rzeszy, dali nadzieję na dalszą obronę Rzeczpospolitej. – Czy nie warto jest umrzeć dla rodaków? – Chocimski myślał już tylko o swojej żonie i córeczce, tak, pomyślał, warto jest umrzeć za naszych bliskich.

10 września, ranek.

Niemieckie oddziały szturmem ruszyły na resztki sił polskich. Bunkier broniony przez porucznika Stanisława Brykalskiego padł jako pierwszy. Generał Guderian z radości kazał podpalić jego zwłoki. Jednak siły SGO „Narew” dalej walczyły. Już udało im się wytrzymać postanowione dwa dni, z pewnością oddziały w Warszawie zdążyły się już przegrupować. Nikt jednak nie myślał o kapitulacji. Wielu Polaków zginęło, niektórzy (podobno około czterdziestu) dostało się do niewoli. Jednak kilkunastu żołnierzy ciągle strzelało, kilkunastu żołnierzy dalej walczyło w obronie ojczyzny. Ogień wstrzymany, broni się już tylko jeden bunkier, dowodzi nim sam Władysław Raginis. Jego ludzie są wymęczeni, większość jest ranna. Parlamentariusz niemiecki wysuwa Polakom propozycję – generał Guderian w swej łaskawości daruje życie obrońcom spod Wizny, jeśli oni dobrowolnie się poddadzą. Władysław Raginis prosi o czas do namysłu. – Zawsze byłem z was dumny – mówi do swych żołnierzy, jego oczy błyszczą się od kropel łez. – A teraz idźcie, mój czas już nadszedł. Powiedźcie rodakom, że walczyliśmy do końca. - Kilku żołnierzy opuszcza schron, jednak wśród nich nie ma dowódcy. Kilkanaście sekund później do uszu wszystkich dochodzi głośny wybuch. Ktoś w bunkrze odbezpieczył granat.



Historia w dużej mierze oparta na faktach, nieco tylko zmodyfikowana na potrzeby tekstu.

Sabaton 40:1 – polecam do przesłuchania



Porucznik Brykalski w rzeczywistości zginął dzień wcześniej, również zwłoki Raginisa zostały podpalone.

69
CZYTAJ DALEJ

Wojenko, wojenko, nasza ukochana...

Zamiast wstępu, czyli głupi Polak po szkodzie

Wojenko wojenko, cóżeś ty za pani,
że w ciebie nie wierzą, że w ciebie nie wierzą,
Polacy głupawi...

Autor: Super_SoldierPL 

Publikacja za zgodą Soczewki

Jakiś czas temu minister Jacek Rostowski (lub, jak ja go nazywam, Ryjek – nie wiem dlaczego, ale gdy go słucham przychodzi mi na myśl tenże bohater  ,,Doliny Muminków”) omawiając kwestie kryzysu w UE i możliwego jej rozpadu w najbliższym czasie (który to wiele osób wciąż uważa za coś kompletnie nierealnego i niemożliwego), ośmielił się wyrazić opinię, iż doprowadzi on do wojny w europie w przeciągu najbliższych 15 lat, dlatego trzeba zrobić wszystko, co możliwe, by UE i strefę euro ratować i nie pozwolić im upaść. Wkrótce po tejże wypowiedzi zaczęła się burza. Posłowie różnych frakcji politycznych przeciwnych PO zaczęli ciskać gromy w ministra. Jednak nie z powodu głoszenia idei walki naszym kosztem za strefę euro i UE.Powodem, dla którego Pan minister znalazł się w ogniu krytyki, były wspomniane słowa o wojnie. Usłyszeliśmy wtedy, że Jacek Rostowski ,,straszy polaków wojną”, a także sugestie iż ma on problemy z odróżnianiem fikcji od rzeczywistości i żyje w innym, odrealnionym świecie. Sami posłowie Platformy dystansowali się do ,,wojennej” wypowiedzi swojego kolegi.



Ogrom polityków, publicystów, dziennikarzy i społeczeństwa uznał za oburzającą i chorą sugestię, by w naszej stabilnej, zdominowanej przez NATO Europie w ciągu najbliższych 15 lat mogła wybuchnąć jakaś wojna. Toż to słowa szaleńca! Wojna?! U nas?! Nie w jakimś Iranie, Iraku czy innym Tadżykistanie, tylko w cywilizowanej miłującej pokój Europie? Za 15 lat? Nonsens! Panie Rostowski, niech się pan puknie w łeb!
 

Muszę przyznać, że mocno zdziwiła mnie skala krytyki jakiej za to stwierdzenie został poddany minister finansów w rządzie "Platformers-ów", nie mogę jednak powiedzieć, bym był zaskoczony samym jej pojawieniem się.

W przeciwieństwie do większości wyborców, lubię wiedzieć na kogo głosuję. Studiuję poglądy i wypowiedzi polityków, także te sprzed wielu lat (ciekawych rzeczy można się dowiedzieć czytając np. wywiad z Markiem Jurkiem z początku lat 90-tych). Analizuję także programy wyborcze. Robiłem to np. przed niedawnymi wyborami parlamentarnymi. Przeanalizowałem wówczas programy partii, na które wstępnie chciałem głosować – Ruch Palikota, PPP, PJN, KNP, UPR i Prawica RP (startujące razem jako KWP), a także, z ciekawości - SdPL.
Zauważyłem wtedy, że ze wszystkich wymienionych partii, jedynie 2 – Ruch Palikota i UPR, poruszają w programach kwestię Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej – oba w zaledwie jednym punkcie: Ruch Palikota – postulując zmniejszenie o połowę budżetu armii (wymaga zmiany konstytucji), zaś UPR – ogólnikowo wspominając iż uważają Siły Zbrojne za ważny element państwa i podstawowy środek obrony jego suwerenności.

Dokładając do powyższego podejście SLD, PiS i PO w okresach swoich rządów do Polskiej Armii, można stwierdzić, iż obecnie żadna z liczących się partii politycznych nie traktuje jej jako coś naprawdę istotnego, ot balast w budżecie, potrzebny jedynie do pokazowych misji pokojowych. Co prawda Janusz Palikot niedawno wyskoczył z całkiem interesującą propozycją zrobienia z Armią porządku poprzez komisję śledczą, aczkolwiek myślę, iż nie kieruje się on przesłankami patriotyczno-obronnościowymi, a jedynie chęcią znalezienia oszczędności.

Powyższe oraz wspomniana reakcja na słowa ministra Rostowskiego pokazały dobitnie, że Polacy są przekonani, iż żyjemy w czasach może niekoniecznie stabilnych i przewidywalnych, ale z pewnością pokojowych, gdzie najbardziej do wojny zbliżonym zagrożeniem jest terroryzm i nic ponad niego. Niektórzy zapewne uważają zombi-apokalipsę za bardziej prawdopodobną niż normalną wojnę.
Co ciekawe, nawet moja własna babcia, która przeżyła II WŚ, stwierdziła, że na pewno żadna wojna w Europie nie nastąpi wcześniej jak za 100 lat.

Gdy to usłyszałem, zadałem jej jedno pytanie: Czy nie to samo mówili wszyscy w 1932 czy 33 roku? Babcia przytaknęła i zaczęła się nad czymś zastanawiać…

Widzicie, gdyby ktoś z was przeniósł się w czasie do roku 1932 i wygłosił obawy, iż w przeciągu kilkunastu lat może wybuchnąć wojna, zostałby prawdopodobnie wyśmiany jak minister Rostowski. Zaś gdyby zaczął usilnie przekonywać że wybuchnie za zaledwie 7 lat, zostałby okrzyknięty wariatem. Wszak przecież nie ma w pobliżu Polskich żadnych silnych otwarcie wrogich państw –ZSRR jest stosunkowo słaby, targany głodem i kryzysem, stalinowski reżim boryka się ze zwalczaniem protestujących Ukraińców i kułaków. Bojówki Ukraińskich nacjonalistów nie stanowią zagrożenia dla naszego regularnego Korpusu Ochrony Pogranicza. Niemcy nie są wobec nas otwarcie wrogie, owszem, jest ten śmieszny facet, którzy wrzeszczy coś o ekspansji na wschód i złorzeczy na Żydów (podobnie jak większość z nas), ale kto by się nim przejmował – przecież nawet jeśli jakimś cudem wygra wybory, Niemcy mają duże problemy wewnętrzne, no a poza tym na skutek traktatów nie posiadają pełnokrwistej armii. Zresztą, w razie czego mamy przecież sojusz – Liga Narodów nie zostawi nas ot tak. No i armię mamy w skali regionu nie najgorszą. A tak w ogóle, to kto po I WŚ jeszcze ma ochotę bawić się w konflikt? Przecież minęło dopiero 14 lat, a na świecie szaleje wielki kryzys finansowy, nikogo na wielkie wojny nie stać…

4 lata później ludzie przyznaliby już, że wojna rzeczywiście się szykuje – ale wybuchnie najwcześniej w 1943 roku, a do tego czasu ruszy COP i reformy, raz-dwa nadrobimy stratę do Niemców – bo armia w skali regionu nagle zrobiła się taka sobie w stosunku do niemieckiej – i w razie czego wygramy. No i wciąż mamy Ligę Narodów.

7 lat – tyle wystarczyło by z pokojowej Europy, w której ogół społeczeństwa nie wyobrażał sobie jakiegokolwiek konfliktu w rejonie w kolejnym 20-leciu, zrobiło się ogarnięte wojenną zawieruchą pogorzelisko. 7 lat – nie 15 o jakich wspominał minister Rostowski.

Oczywiście rozumiem, nie można tego porównywać, to były zupełnie inne czasy.
Wszak obecnie nie ma przecież w pobliżu Polski żadnych silnych otwarcie wrogich państw – Federacja Rosyjska jest stosunkowo słaba, rządzący Putinowski reżim boryka się z kryzysem i zwalczaniem protestującej opozycji. Białoruś podobnie, z tym że tam kryzys jeszcze poważniejszy, reżim Łukaszenki także boryka się z opozycją. Ukraińscy nacjonaliści, nawet gdyby coś im strzeliło do głowy, nie stanowią żadnego zagrożenia dla nas i naszej regularnej armii. Sama Ukraina nie jest wobec nas otwarcie wroga – owszem, jest ten śmieszny facet, który wrzeszczy coś o odebraniu Polakom Ukraińskiego Krakowa i ekspansji na zachód, a także ogólnie złorzeczy na Polaków i Rosjan, ale kto by się nim przejmował – nawet gdyby jakimś cudem wygrał wybory, Ukraina ma duże problemy wewnętrzne, armię w rozsypce i bez dobrych perspektyw na przyszłość. Zresztą, w razie czego mamy przecież sojusz – NATO nie zostawi nas ot tak. No i armię mamy w skali regionu nie najgorszą. A tak w ogóle kto po zimnej wojnie jeszcze ma ochotę bawić się w konflikt? Przecież minęły dopiero 23 lata, a na świecie szaleje kryzys finansowy, nikogo na wielkie wojny nie stać…

,, Cieszy mię ten rym: Polak mądr po szkodzie:
 lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
 nową przypowieść Polak sobie kupi,
 że i przed szkodą, i po szkodzie głupi..”*

7 lat – pamiętajcie o tym, zanim po raz kolejny zaczniecie wychwalać naszą stabilną i pokojową europejską rzeczywistość…


* Jan Kochanowski, ,,Pieśni”
CZYTAJ DALEJ

Seryjny samobójca

Autor tekstu: Agnieszka Kwak


W przestrzeni ostatnich lat w Polsce mieliśmy do czynienia z różnymi, nie do końca wyjaśnionymi sytuacjami.  Katastrofy lotnicze, które wstrząsnęły całym światem, zgony  mniej lub bardziej ważnych ludzi polityki czy innych dziedzin życia. Wszystko działo się szybko, nagle. U każdego z nas wywoływało to rozmaite emocje.  Rozpacz, współczucie mieszały się ze strachem i zaskoczeniem.  Wszyscy zadawaliśmy sobie pytanie dlaczego, co się stało? No właśnie… 



Ofiary seryjnego samobójcy to ludzie związani m.in. ze śledztwem smoleńskim czy katastrofą CASY. We wszystkich przypadkach mamy do czynienia z tym samym schematem działania. Najpierw znalezione zostaje ciało, potem w mediach od razu pojawiają się informacje: „Podejrzewamy, że to było samobójstwo. Denat miał problemy finansowe. Najprawdopodobniej nie wytrzymał już psychicznie”. Potem oczywiście śledztwo, jak zawsze nikt nic nie widział i nic nie wie. Żadnych śladów osób trzecich oczywiście nie znaleziono. Wszystko przycicha, zapominamy i jest jak dawniej, stara dobra sielanka na zielonej wyspie...

Aż tu znowu ktoś ginie, nie wiadomo jak i dlaczego, schemat się powtarza, a media wmawiają nam kolejny raz to samo. Ciekawą sprawą jest też to, że najczęściej wszelkie sytuacje tego typu zdarzają się pod koniec tygodnia, w piątek lub sobotę, a wszelkie ekspertyzy wykonywane są dopiero w tygodniu, tj. w poniedziałek, gdy części dowodów już się wykryć nie da. Przykładów nie trzeba daleko szukać  -  bardzo głośne samobójstwo Andrzeja Leppera. Lider Samoobrony zmarł w piątek, a sekcję zwłok przeprowadzono w poniedziałek. Po takim czasie wielu rzeczy nie da się już stwierdzić, np. czy w organizmie denata znajdowały się środki odurzające. Oficjalna przyczyna zgonu podana do informacji publicznej: samobójstwo przez powieszenie. Co ciekawe w pomieszczeniu znaleziono kasetę zatrzymaną kilkanaście minut po śmierci polityka oraz otwarte okno. Wychodzi na to, że były lider Samoobrony powiesił się, ale po paru minutach zatrzymał film na odtwarzaczu, a następnie wrócił do poprzedniej “pozycji”.

Wśród ofiar seryjnego samobójcy znaleźli się m.in.  Stefan Zielonka(posiadał tajne informacje dotyczące łączności z NATO), Grzegorz Michniewicz (popełnił samobójstwo, wieszając się na kablu od odkurzacza, kiedy po remoncie do kraju wrócił TU-154), Eugeniusz Wróbel (miał wątpliwości czy wrak na Siewiernym to Tu-154 o numerze 101, zabity piłą mechaniczną przez swojego syna, który zdążył usunąć ślady krwi, a zwłoki wrzucić do jeziora a potem o wszystkim zapomnieć, u rzekomego zabójcy stwierdzono chorobę psychiczną, której nie zauważyła jego matka, psychiatra), Sławomir Petelicki (twórca GROMu, często krytycznie wypowiadał się na temat rządów Tuska, wiedział, że jest niewygodny dla wielu ludzi współczesnego świata), Stefan Grocholewski (wykrył manipulacje w nagraniach czarnych skrzynek CASY), Mieczysław Cieślar (miał zostać następcą Adama Pilcha, podobno otrzymał od niego telefon już po katastrofie smoleńskiej), Wiesław Podgórski (doradca Andrzeja Leppera),Leszek Tobiasz (główny świadek w „aferze marszałkowskiej”, przyczyną jego śmierci była rzekoma niewydolność krążenia). A to i tak nie wszyscy...

W Polsce dochodzi coraz częściej do tego typu sytuacji. Giną świadkowie ważnych procesów, posiadających niewygodne informacje, ludzie, którzy zaangażowani są w walkę polityczną. Ze względu na zajmowane stanowiska mieli unikalną wiedzę, która mogła zagrozić “stołkom” tych, którzy rozdają karty. Ważne informacje miał także Remigiusz Muś. MIAŁ. Jego ciało znaleziono w piwnicy jednego z budynków w Piasecznie. Technik pokładowy zdążył jeszcze zeznać przed śmiercią: „Ja widziałem dużo nagich ciał. Leżały one pomiędzy częściami samolotu. Jedno ciało ludzkie było całe. Pozostałe to były części ludzkich ciał, ręce, nogi. Kiedy my tam byliśmy, to nikt się nimi nie interesował, tzn. nie przykrywał ich, nie zbierał. Byliśmy tam około 15 minut. W trakcie pobytu tam zauważyłem, że do poszczególnych stanowisk utworzonych przez służby znoszono części samolotu. Tych stanowisk było tam już wtedy kilka”. Chodzi oczywiście o katastrofę smoleńską i czas tuz po niej. Dodatkowym smaczkiem jest to, że do rzekomego samobójstwa miało dojść w sobotę. Wtedy prokuratura oczywiście nie przeprowadza sekcji zwłok, ale już po wstępnych oględzinach stwierdzono, że w tym zdarzeniu nie uczestniczyły osoby trzecie. Najprawdopodobniej było to samobójstwo przez powieszenie.  W tej naszej Polsce doprawdy wszystko się może zdarzyć i to nie “gdy głowa pełna marzeń”, a raczej gdy “głowa pełna informacji”.

To tylko niektóre osoby, które stały się ofiarami dziwnej gry, którą prowadzi się ostatnimi czasy w naszym kraju.  Żyjemy w demokratycznym państwie – wiesz za dużo, to lepiej nic nie mów. W jednym z wywiadów przeprowadzanych z wcześniej wymienionym założycielem GROMu Sławomirem Petelickim można było przeczytać jego wypowiedź: „Jeśli usłyszycie o moim samobójstwie to będzie znaczyć, że mnie dopadli.”. 16. czerwca 2012 roku generał Sławomir Petelicki "popełnił samobójstwo".
CZYTAJ DALEJ

Gdybym był bogaty...

Dawno już nie było tekstów o islamie, postanowiłem więc powrócić do tego tematu. Tym razem jednak nie jest to artykuł informacyjny. W zasadzie zdania, które przeczytać będziecie mogli poniżej, są wynikiem moich rozmów z różnymi osobami, które…no cóż, o tym za chwilę.

Czy również spotkaliście się ostatnio ze zdaniem, iż chrześcijanin powinien wszystkich akceptować? Ja słyszę je bardzo często. I faktycznie, ideą wiary w Jezusa Chrystusa jest między innymi miłość do bliźniego. No dobrze, ale czy to oznacza, że automatycznie mamy podlegać wyznawcom innych religii? W to śmiem wątpić.


Najczęstszy zarzut, jaki jest mi stawiany polega na wrzucaniu wszystkich muzułmanów do jednego worka. Owszem, jest to duże uogólnienie. I tak, to prawda, że jest masa ludzi innych wyznań, którzy są gorsi od niejednego islamisty. Dlaczego więc mam takie nastawienie do islamu?

Przyczyna jest prosta. Nasze prawo i religia (tudzież brak religii) neguje zachowania złe. To dlatego za różnego rodzaju przestępstwa odpowiadamy karnie i chodzimy do spowiedzi. A przynajmniej mamy wyrzuty sumienia.

Z muzułmanami jest natomiast inaczej. Każdy człowiek, który słucha się Koranu jest w moich oczach człowiekiem złym. I nie chcę tego ukrywać. Może i faktycznie jest to rasizm, ale zastanówmy się nad pewną kwestią – czy obawa przed ludźmi, którzy pragną twojej krzywdy może być uznawana za rasizm?
Kiedyś już napisałem, że jestem zdecydowanie negatywnie nastawiony do islamu, niekoniecznie zaś do muzułmanów. Popatrzcie, nie każdy chrześcijanin jest dobrym wzorem do naśladowania. Zresztą nie tylko on, powiedzmy, że każdy człowiek nie będący islamistą ma pewnie coś na sumieniu. Jednak różnica między nami a muzułmanami jest taka, że ich religia wzywa do nienawiści. Prawa różnych krajów ich nie obowiązują, a przynajmniej tak uważają. Kpią sobie z naszych tradycji, z naszych obyczajów. I w dodatku według ich wiary jest to zachowanie całkowicie poprawne. To właśnie ci, którzy próbują się asymilować są źli.

Powiem szczerze, mam ogromne uprzedzenia co do islamistów. I naprawdę chciałbym, aby każdy Polak (każdy człowiek?) je miał. Chodzi tylko i wyłącznie o nasze bezpieczeństwo. Kraje Zachodu nie zareagowały odpowiednio szybko i już przegrały. Obecnie jestem w Bawarii. Wielu Niemców wręcz boi się tutaj islamistów. Problemy są w szkołach, problemy są w pracy. Jeśli chcesz powiedzieć coś złego na temat islamu, lepiej nie mów tego w ogóle, inaczej będziesz prześladowany – to usłyszałem od znajomych, którzy mieszkają w Niemczech od 12 lat.


Oto genialna wypowiedź profesora Wolniewicza - zachęcam do obejrzenia! 



Dlaczego piszę ten tekst? Ponieważ zarzucono mi ostatnio dużą agresję w stronę islamu. Chciałbym zaznaczyć, że nigdy nie nawoływałem do atakowania muzułmanów, prześladowania ich. Tak naprawdę ten wpis jest po to, aby pokazać wam moje pomysły (których realizacja jest niestety niemożliwa) na całkowite zabezpieczenie się przed islamizacją. Niektóre z nich od dawna funkcjonują w Japonii, którą uważam za kraj z najbardziej przemyślaną gospodarką na świecie.

  • 1.       Polska w trybie natychmiastowym burzy wszystkie postawione jak dotąd meczety. W Konstytucji pojawia się zapis o całkowitym zakazie stawiania kolejnych.

  • 2.       Muzułmanin nie ma prawa przebywać na terenie naszego kraju dłużej niż 3 miesiące w ciągu roku. W tym celu powstaje specjalny spis muzułmanów. Muzułmanie, którzy są Polakami (nie licząc Tatarów) dostają 3 miesiące na wyprowadzenie się z Polski.

  • 3.       Ani kobieta, ani mężczyzna nie może ożenić się z muzułmaninem/muzułmanką. Jeśli to zrobią automatycznie tracą polskie obywatelstwo i mają 3 miesiące na opuszczenie granic.

  • 4.       Muzułmanie płacą podatki od wyznawania islamu na terenie kraju. Wielkość podatku jest zależna od czasu, jaki muzułmanin zaznaczył przy wjeździe do Polski (maksymalnie 3 miesiące, podatki byłyby dość spore).

  • 5.       Firmy mają zakaz przyjmowania do pracy muzułmanów.

  • 6.       Przy wjeździe do Polski muzułmanin musi obowiązkowo zdać test ze znajomości języka polskiego w stopniu co najmniej średnim.

  • 7.       Muzułmanie na terenie kraju mają całkowity zakaz publicznego afiszowania swojej przynależności do islamu.

  • 8.       Wprowadzone zostają odpowiedniki wiz, ale tylko dla islamistów.

  • 9.       Jeśli muzułmanin dopuści się w granicach naszego państwa przestępstwa, zostanie ukarany znacznie dotkliwiej, niż gdyby dopuścił się go kto inny.



Jeśli macie jakieś pomysły – podawajcie je w komentarzach!
CZYTAJ DALEJ

Mrożek a literatura polska

Nie można dos­trze­gać nie widząc, ale można nie dos­trze­gać widząc. To jest codzien­ne doświad­cze­nie nasze­go wzro­ku i percepcji.  ~ S. Mrożek

Wczoraj pożegnaliśmy jednego z najbardziej utalentowanych polskich pisarzy XX i XXI wieku. Sławomir Mrożek, bo o nim mowa zasilił już szeregi zmarłych. Satyryk, dramaturg, człowiek poruszający tematy psychologiczne i filozoficzne.



Nie zamierzam jednak opisywać jego życiorysu. Znajdziecie go pewnie na wielu stronach w Internecie. W głowie zrodziło mi się pytanie – ilu wybitnych pisarzy ma obecnie nasz kraj? Zmarła Szymborska, odszedł Mrożek…Kto ma przejąć po nich brzemię bycia artystą wybitnym?
Zastanówmy się, kto nam pozostał? Do głowy przychodzą mi tylko nazwiska Barańczaka i Różewicza. Jednak i oni nie należą już od dawna do młodego pokolenia. W dodatku nie są to, z całym dla nich szacunkiem, pisarze z najwyższej światowej półki.
CZYTAJ DALEJ

Żołnierze Wyklęci

Można by powiedzieć, że o obu wojnach światowych i czasach im towarzyszących wiemy już wszystko. Może i tak by było, gdyby nie komunizm i czasy PRL-u, gdzie rosyjskie władze wmawiały nam swoją wersję wydarzeń. Chyba właśnie przez to tak mało wiemy dziś o Żołnierzach Wyklętych. Dopiero od 2011 roku 1 marca obchodzimy ich święto. Pytanie tylko, ilu Polaków w ogóle wie, kim oni byli?



Otóż byli to bohaterowie czasów powojennych. Po zakończeniu II wojny światowej wielu Polaków wiedziało, że kapitulacja Niemiec wcale nie będzie oznaczała niepodległości Polski. Ponieważ spodziewano się okupacji naszego kraju przez siły ZSRR, wielu naszych rodaków postanowiło podjąć walkę. Walkę, która choć była skazana na porażkę, pokazała, że nigdy nie oddamy dobrowolnie naszych ziem.
CZYTAJ DALEJ

Sens powstania warszawskiego

Wielkimi krokami zbliża się rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Po dziś dzień to wydarzenie wzbudza liczne kontrowersje. Zamierzałem 1 sierpnia opublikować przygotowany przeze mnie tekst czysto informacyjny, jednak to, co przeczytałem ostatnio na Wikipedii sprawiło, że nieco zmieniłem charakter artykułu. Wybaczcie mi proszę fakt, iż pokaźny fragment tego artykułu jest wywiadem z profesorem Wieczorkiewiczem. Po prostu wolałem powołać się na słowa profesora, niż swoje własne przekonania. Tym bardziej, że dobrze argumentuje on swoje stanowisko.




Oczywistym faktem jest, że znajdą się tacy, dla których powstanie miało sens. Jednak nie rozumiem, dlaczego niektóre argumenty są kompletnie nielogiczne. Fragment z wyżej podanej strony umieszczę nieco później, najpierw nieco informacji.

Powstanie wybuchło 1 sierpnia 1944 roku. Jednak ważne wydarzenia miały miejsce już wcześniej.  21 lipca spotkali się generałowie Komorowski, Pełczyński i Okulicki. Ustalono wtedy, że powstanie wybuchnie, trzeba było tylko poczekać na rozwój wydarzeń na froncie. Te ustalenia zaakceptowała komisja główna Rady Jedności Narodowej. O gotowości do walki o stolicę została powiadomiona Anglia.
Bardzo ważnym dniem był 26 lipca. To tego dnia odbyła się narada KG AK. Wielu członków nie uważało powstania za dobry pomysł. Wręcz odradzali walkę z Niemcami. Według hierarchii powstaniem powinien był dowodzić Albin „Łaszcz” Skroczyński. Ten jednak był negatywnie nastawiony do całego przedsięwzięcia. Dlatego też został odsunięty od operacji „Burza”.
CZYTAJ DALEJ