Seryjny samobójca

Autor tekstu: Agnieszka Kwak


W przestrzeni ostatnich lat w Polsce mieliśmy do czynienia z różnymi, nie do końca wyjaśnionymi sytuacjami.  Katastrofy lotnicze, które wstrząsnęły całym światem, zgony  mniej lub bardziej ważnych ludzi polityki czy innych dziedzin życia. Wszystko działo się szybko, nagle. U każdego z nas wywoływało to rozmaite emocje.  Rozpacz, współczucie mieszały się ze strachem i zaskoczeniem.  Wszyscy zadawaliśmy sobie pytanie dlaczego, co się stało? No właśnie… 



Ofiary seryjnego samobójcy to ludzie związani m.in. ze śledztwem smoleńskim czy katastrofą CASY. We wszystkich przypadkach mamy do czynienia z tym samym schematem działania. Najpierw znalezione zostaje ciało, potem w mediach od razu pojawiają się informacje: „Podejrzewamy, że to było samobójstwo. Denat miał problemy finansowe. Najprawdopodobniej nie wytrzymał już psychicznie”. Potem oczywiście śledztwo, jak zawsze nikt nic nie widział i nic nie wie. Żadnych śladów osób trzecich oczywiście nie znaleziono. Wszystko przycicha, zapominamy i jest jak dawniej, stara dobra sielanka na zielonej wyspie...

Aż tu znowu ktoś ginie, nie wiadomo jak i dlaczego, schemat się powtarza, a media wmawiają nam kolejny raz to samo. Ciekawą sprawą jest też to, że najczęściej wszelkie sytuacje tego typu zdarzają się pod koniec tygodnia, w piątek lub sobotę, a wszelkie ekspertyzy wykonywane są dopiero w tygodniu, tj. w poniedziałek, gdy części dowodów już się wykryć nie da. Przykładów nie trzeba daleko szukać  -  bardzo głośne samobójstwo Andrzeja Leppera. Lider Samoobrony zmarł w piątek, a sekcję zwłok przeprowadzono w poniedziałek. Po takim czasie wielu rzeczy nie da się już stwierdzić, np. czy w organizmie denata znajdowały się środki odurzające. Oficjalna przyczyna zgonu podana do informacji publicznej: samobójstwo przez powieszenie. Co ciekawe w pomieszczeniu znaleziono kasetę zatrzymaną kilkanaście minut po śmierci polityka oraz otwarte okno. Wychodzi na to, że były lider Samoobrony powiesił się, ale po paru minutach zatrzymał film na odtwarzaczu, a następnie wrócił do poprzedniej “pozycji”.

Wśród ofiar seryjnego samobójcy znaleźli się m.in.  Stefan Zielonka(posiadał tajne informacje dotyczące łączności z NATO), Grzegorz Michniewicz (popełnił samobójstwo, wieszając się na kablu od odkurzacza, kiedy po remoncie do kraju wrócił TU-154), Eugeniusz Wróbel (miał wątpliwości czy wrak na Siewiernym to Tu-154 o numerze 101, zabity piłą mechaniczną przez swojego syna, który zdążył usunąć ślady krwi, a zwłoki wrzucić do jeziora a potem o wszystkim zapomnieć, u rzekomego zabójcy stwierdzono chorobę psychiczną, której nie zauważyła jego matka, psychiatra), Sławomir Petelicki (twórca GROMu, często krytycznie wypowiadał się na temat rządów Tuska, wiedział, że jest niewygodny dla wielu ludzi współczesnego świata), Stefan Grocholewski (wykrył manipulacje w nagraniach czarnych skrzynek CASY), Mieczysław Cieślar (miał zostać następcą Adama Pilcha, podobno otrzymał od niego telefon już po katastrofie smoleńskiej), Wiesław Podgórski (doradca Andrzeja Leppera),Leszek Tobiasz (główny świadek w „aferze marszałkowskiej”, przyczyną jego śmierci była rzekoma niewydolność krążenia). A to i tak nie wszyscy...

W Polsce dochodzi coraz częściej do tego typu sytuacji. Giną świadkowie ważnych procesów, posiadających niewygodne informacje, ludzie, którzy zaangażowani są w walkę polityczną. Ze względu na zajmowane stanowiska mieli unikalną wiedzę, która mogła zagrozić “stołkom” tych, którzy rozdają karty. Ważne informacje miał także Remigiusz Muś. MIAŁ. Jego ciało znaleziono w piwnicy jednego z budynków w Piasecznie. Technik pokładowy zdążył jeszcze zeznać przed śmiercią: „Ja widziałem dużo nagich ciał. Leżały one pomiędzy częściami samolotu. Jedno ciało ludzkie było całe. Pozostałe to były części ludzkich ciał, ręce, nogi. Kiedy my tam byliśmy, to nikt się nimi nie interesował, tzn. nie przykrywał ich, nie zbierał. Byliśmy tam około 15 minut. W trakcie pobytu tam zauważyłem, że do poszczególnych stanowisk utworzonych przez służby znoszono części samolotu. Tych stanowisk było tam już wtedy kilka”. Chodzi oczywiście o katastrofę smoleńską i czas tuz po niej. Dodatkowym smaczkiem jest to, że do rzekomego samobójstwa miało dojść w sobotę. Wtedy prokuratura oczywiście nie przeprowadza sekcji zwłok, ale już po wstępnych oględzinach stwierdzono, że w tym zdarzeniu nie uczestniczyły osoby trzecie. Najprawdopodobniej było to samobójstwo przez powieszenie.  W tej naszej Polsce doprawdy wszystko się może zdarzyć i to nie “gdy głowa pełna marzeń”, a raczej gdy “głowa pełna informacji”.

To tylko niektóre osoby, które stały się ofiarami dziwnej gry, którą prowadzi się ostatnimi czasy w naszym kraju.  Żyjemy w demokratycznym państwie – wiesz za dużo, to lepiej nic nie mów. W jednym z wywiadów przeprowadzanych z wcześniej wymienionym założycielem GROMu Sławomirem Petelickim można było przeczytać jego wypowiedź: „Jeśli usłyszycie o moim samobójstwie to będzie znaczyć, że mnie dopadli.”. 16. czerwca 2012 roku generał Sławomir Petelicki "popełnił samobójstwo".

0 komentarze: